Fundament odbyłem w kwietniu 2010, a następnie Pierwszy Tydzień w październiku 2011. Nie spodziewałem się, że zostanę zakwalifikowany, bo napisałem szczerą prawdę, że rozbiłem rodzinę, bo pokochałem inną kobietę. Byliśmy ze sobą już 7 lat. Usychałem z tęsknoty za Bogiem. Tak podziałał na mnie ten drugi związek. Kochałem ją bardzo ale moja dusza cierpiała, bo czułem, że miłość nie jest prawdziwą, jeżeli Pan Bóg nie jest w niej obecny. Ale jak miałoby się to stać, skoro jesteśmy związkiem niesakramentalnym? Może będzie to oznaczało, że muszę ją stracić?
Przyjechałem na Fundament z bardzo konkretnymi oczekiwaniami, chciałem powiedzieć Bogu o rozterce mojego serca. Spodziewałem się cudu, jakiegoś przełomu. Ale minęły 4 dni i nic. Obudziłem się o 2 w nocy i nie mogłem zasnąć. Rekolekcje dobiegają końca, a u mnie bez zmian. Wstałem, ubrałem się i zszedłem po cichu do kaplicy. Usiadłem po ciemku tuż przed ołtarzem z postanowieniem, że nie ruszę się stąd, póki Pan Jezus nie przemówi. Siedziałem do brzasku. W końcu zdałem sobie sprawę, że dostałem odpowiedź - nic się nie stanie. Ok. Więc wrócę do domu bez uwolnienia od rozterki. Trudno.
Do reszty rekolekcji podszedłem już "na luzie", bo dostałem odpowiedź odmowną. Wieczorem zasiadłem z neutralnym nastawieniem do medytacji, po której niczego się już nie spodziewałem. Więc sobie siedziałem. Przypomniały mi się słowa ojca na wykładzie, że "dobrze będzie, jak wytrzymacie na medytacji 20 min". Modlę się od wielu lat, nieraz parę godzin. Co to dla mnie 20 minut! Ale ojciec mówił, żeby nic nie robić. Hm. Spróbowałem. Siedzę i nic nie robię - pomyślałem. Myślisz! - nagle do mnie dotarło. Nie mam również myśleć! O rany, jak to możliwe, żeby nie myśleć? Spróbowałem. Nie dało się tak wysiedzieć ani minuty, a co dopiero 20 min! I wtedy zrozumiałem, że jak dotąd, to nawet nie rozpocząłem tych rekolekcji!
Siedziałem "nic nie robiąc" i teraz stało się dla mnie jasne to, co mówili ojcowie na wykładach o modlitwie Ignacjańskiej, że nasza praca jest przed medytacją, a na medytacji "pracuje" Pan Jezus. No, tak, przecież ja dalej tu "pracowałem". Nie wiem ile czasu minęło, na pewno dopiero jakieś 5 - 10 min, z trudem utrzymywałem pustkę w głowie. Starałem się wytrzymać jeszcze te drugie 10 min. Było coraz trudniej, czułem, że nie dam rady i zaczynałem doceniać tą metodę modlitwy. To coś zupełnie dla mnie nowego.
I wtedy pojawił się On! Jak? Cichutko, a jednak nie można Go było nie spostrzec. Pojawił się jako promyk miłosnego dotknięcia. Jedno małe dotknięcie miłości w sercu. Rozpłynąłem się. Radość. Jakie to proste, a zarazem jakie trudne! Tego prawie się nie czuje! Jak można na tym przeżyć w tym świecie?! A jednak nic nie mogło być piękniejszego, bo serce biło radością! Nie miałem żadnych wizji, ale oczami duszy widziałem Go, Pana Jezusa. Stał przede mną piękny, czysty, świetlisty, i patrzył na mnie pogodnym wzrokiem. Boże, Ty mnie kochasz!
I tak to się zaczęło. W ośrodku rekolekcyjnym na Tatrzańskiej spotkałem Pana Jezusa! A co było dalej? Moje życie rozpadło się na drobne kawałki i nigdy już nie będzie takie samo. Pokonał mnie, wszystko mi zabrał. Od trzech lat codziennie płaczę, tak mi ciężko. Ale nie oddam już tego życia za nić na świecie, bo jest ze mną ten mały promyk w moim sercu. Kocham Go! Cokolwiek mi zachcesz dać, i radość, i ból, z Twojej ręki przyjmę wszystko. Kocham Cię Panie Jezu!
M.
Poniedziałek, środa, czwartek, piątek
w godz. 10.00–12.00
oraz w godz. 15.00–17.00
W czasie trwania sesji/rekolekcji:
Poniedziałek, środa, czwartek, piątek
w godz. 15.00–16.30
Wtorek - nieczynne!
Odwiedza nas 46 gości oraz 0 użytkowników.